List otwarty do Adwentysty Dnia Siódmego. Kwestia stosunku chrześcijanina do Starego Testamentu, a szczególnie Zakonu, w tym praw Bożych, takich jak Sabat, od wieków stanowi przedmiot dyskusji. Udostępniamy list wydrukowany po raz pierwszy w kwartalniku „Stara Teologia” (nr 83, październik 1908 r.), a niedawno przypomniany w zbiorze
Niedziela wraz z sobotą tworzy współcześnie tak zwany weekend (z ang. week – tydzień, end – koniec), czyli koniec tygodnia. Przez pierwsze trzysta lat istnienia chrześcijaństwa niedziela była pierwszym i głównym jego świętem, jako cotygodniowe wspomnienie misterium paschalnego, swego rodzaju chrześcijańska pascha tygodnia [5] .
Świadkowie Jehowy: 3 184 0,11% muzułmanie: 2 727 0,09% zielonoświątkowcy: 1 852 0,06% baptyści: 1 336 0,04% judaizm: 1 229 0,04% Kościół „Słowo Wiary“ 995 0,03% Charyzmatyczny Kościół Ewangeliczny: 991 0,03% Adwentyści Dnia Siódmego: 920 0,03% grekokatolicy: 706 0,02% buddyści: 626 0,02% Kościół Chrystusa: 516 0,02%
Adwentyści dnia siódmego wierzą, że Bóg jest nieskończenie miłujący, mądry i potężny. Odnosi się On do ludzkich istot na poziomie osobistym, przedstawiając swój charakter jako ostateczną normę ludzkiego postępowania, a swoją łaskę jako środek odnowy. Adwentyści uznają, że ludzkie motywy, myślenie i zachowanie odbiegają
Historia stanów USA - Teksas Struktura religijna w 2014: protestanci – 50% (baptyści – 20%, bezdenominacyjni – 10%, metodyści – 5%, zielonoświątkowcy –
Czy Szymon nie rozumie, że Ellen G. White to fałszywa prorokini? Jeśli współzałożycielka Adwentystów Dnia Siódmego to fałszywa prorokini to jakie owoce wyda
Jako, że Adwentyści Dnia Siódmego mają w swoich zarzutach przeciwko Kościołowi Katolickiemu podobne zarzuty jak Świadkowie Jehowy, więc przy okazji mamy odpowiedź w temacie duchowego ojcostwa:
Podobnie też głoszą świadkowie Jehowy, z tym, że owi opieczętowani, to literalna liczba 144 tys. chrześcijan namaszczonych duchem synów Bożych, którą stanowią pierwsi chrześcijanie pochodzenia żydowskiego, wierzący innych narodowości (np. reformatorzy) oraz przywódcy społeczności świadków Jehowy (por. ,,Wspaniały finał
J. A. Bengel – fałszywy prorok i prekursor Adwentystów Dnia Siódmego. Adwentyści Dnia Siódmego, tak jak Świadkowie Jehowy, mają swoich protoplastów. Dziś opisujemy jednego z nich. Warto poznać początki adwentyzmu, bo częściowo pokrywają się one z historią Świadków Jehowy.
Adwentyści Dnia Siódmego znani są z tego, że odpoczywają w szabat. Mówią, że w ten sposób naśladują Izraelitów i pierwszych chrześcijan. Powołują się głównie na Stary Testament, ale przyjmując cotygodniowy szabat odrzucają wszystkie inne szabaty wymieniane przez Biblię.
fL97ET. Od Redakcji. Niniejsza publikacja jest relacją opartą na osobistym doświadczeniu. Nie rości sobie ona prawa do bycia uznaną za publikację naukową - to wymagałoby szerokich badań, które byłyby sprawą bardzo trudną lub wręcz niemożliwą, z racji na brak jawności w funkcjonowaniu organizacji Świadków Jehowy. Osobiste doświadczenie ma jednak również swój walor poznawczy, pokazując aspekty, do których badacz z zewnątrz mógłby nigdy nie dotrzeć lub nie zrozumieć ich należycie. Zachęcając więc do lektury, prosimy czytelników o wzgląd na to, że jest to zapis osobistego doświadczenia, a nie praca naukowa - nie należy więc wyciągać z tekstu zbyt uogólniających wniosków. Do osób mających rodziny Słowo do osób, które mają rodziny, a same zechcą zostać świadkami: niestety musicie się przygotować na to, że nie będziecie brać czynnego udziału w życiu rodzinnym. Ktoś zada pytanie, a dlaczego? O to odpowiedź, ponieważ nie będziecie mogli uczestniczyć w takich uroczystościach, jak chociażby urodziny waszego dziecka i to obojętnie czy będzie kończyło roczek czy lat powiedzmy 15 - po prostu wy będziecie nieobecni, nie wspomnę o innych rodzinnych uroczystościach od momentu kiedy zaczniecie studiować ze świadkami będą wam mówić że to wszystko jest złe i że pochodzi od szatana i że musicie z tym zerwać albo oderwać się jak to nazywają od fałszywych praktyk. Sytuacja dzieci, których tylko jedno z rodziców staje się Świadkiem Jehowy jest bardzo trudna. Starsi członkowie zboru zwykle przekonują wówczas nowego wyznawcę-rodzica, aby przyjął nietolerancyjną postawę wobec dotychczasowych przekonań religijnych współmałżonka (np. zdejmowanie krzyży, wyrzucanie obrazków czy albumów religijnych, wypisywanie dziecka z lekcji religii, etc. - wbrew woli współmałżonka) i starał się go różnymi sposobami przyciągnąć do organizacji. Problem polega tu więc nie na naturalnych trudnościach we współistnieniu dwóch światopoglądów religijnych ale na zamierzonej wrogości do jakiegokolwiek innego systemu religijnego oraz na ingerowaniu organizacji w małżeńskie i wewnątrzrodzinne decyzje. Jeśli współmałżonek nie zamierza zostać Świadkiem Jehowy, jego partner - pod naciskiem organizacji - często dąży do sprawy rozwodowej, co w konsekwencji pociąga za sobą walkę o przyznanie prawa do opieki nad dzieckiem i w dalszej kolejności walkę (niezależnie od ustaleń sądowych) o prawo do widywania się z dzieckiem. Ktoś na pewno powie, że to bzdury, ale zapewniam was, że sam doświadczyłem czegoś takiego jak naciski chociażby na to, żeby wypisać dziecko z religii, nie wspominając już o naciskach na usunięcie wszystkiego z domu co wiązało się z inną religią i nieważne, że reszta rodziny nie jest i nie była Świadkami Jehowy. I nieważne że rodzina zacznie traktować was jak wyrzutków i się od was odwróci, tak jest w większości przypadków, ale przecież wasi nowi przyjaciele będą wam teraz mówić że macie nową rodzinę i że tamta nie jest wam tak naprawdę potrzebna. A jak to się ma w praktyce, no cóż jak co do czego przychodzi to w takich chwilach jak np. święta wy jesteście sami, a wasza rodzina razem przy jednym stole, wy sami przy stole, bo tak naprawdę rzadko się zdarza że ktoś z tak zwanej nowej rodziny zainteresuje się wami i was np. zaprosi do siebie żebyście np. nie czuli chociażby przygnębienia, czy nawet smutku. Dlatego tak wielu świadków cierpi na depresję, która jest wynikiem właśnie tak wspaniałych nauk, problemy psychiczne wśród świadków Jehowy występują bardzo często i to znacznie powyżej przeciętnej. Jednakże badania tego problemu są dość utrudnione przez fakt odradzania członkom przez Towarzystwo Strażnica zasięgania porady specjalistów. Szeregowi członkowie sekty są przekonywani, że niepotrzebna jest im fachowa pomoc psychiatryczna. Zamiast tego doradza się szukanie porady u starszych w zborze. Ci jednak, najczęściej słabo wykształceni - robotnicy lub rzemieślnicy - nie potrafią pomóc, a najczęściej pogłębiają jeszcze problem. Jednym z nielicznych, którym udało się zebrać sporo informacji na temat zdrowia psychicznego świadków Jehowy, jest prof. Jerry R. Bergman - amerykański psycholog i socjolog. Jest on czołowym ekspertem w Stanach Zjednoczonych w tej dziedzinie, a także autorem wielu książek i artykułów naukowych. Ponadto zajmuje się poradnictwem i opieką psychologiczną nad ponad 100 przypadkami chorych psychicznie świadków Jehowy. Bergman jest byłym świadkiem Jehowy i przez ponad 20 lat badał doktrynę i poglądy Towarzystwa Strażnica. Uczęszczał na zebrania członków sekty, dokonując jednocześnie obserwacji. Zgłębił dokładnie literaturę Towarzystwa Strażnica i przeprowadził tysiące rozmów tak z szeregowymi świadkami, jak i z członkami Ciała Kierowniczego. Zdaniem prof. Bergmana około 10% osób z przeciętnego zboru bardzo potrzebuje takiej czy innej formy psychoterapii. Nie jest to więc sprawa marginalna. W porównaniu do reszty społeczeństwa skala zaburzeń psychicznych jest czterokrotnie wyższa niż w całej populacji. Badania Bergmana są zbieżne z wynikami uzyskanymi przez innych uczonych, jak również bliskie są danym pochodzącym z innych krajów, schizofrenia występuje 4-6 razy częściej u świadków Jehowy niż w pozostałej populacji. Depresje notuje się około 6 do 10 razy częściej. Wart podkreślenia jest fakt, że natężenie tej choroby u świadków Jehowy jest znacznie większe. Najbardziej powszechna jest depresja, brak celu i sensu życia. Choroby nerwowe dotyczą nie tylko szeregowych członków organizacji, lecz także funkcyjnych, a nawet ścisłego kierownictwa. Sam osobiście znam osoby które cierpią na depresje związane chociażby z tym że są same, że nie mogą założyć rodziny że chociażby całe ich młodzieńcze życie ucieka im przez palce i to tylko dlatego że poświęcili się tak jakby się wydawało wspaniałej organizacji, która nic im nie dała a wręcz przeciwnie wiele odebrała. Nauki które tak naprawdę nie czynią człowieka wolnym ale robią z niego niewolnika religij która w teorii jest doskonała a w życiu jest zupełnie inaczej daleko jej do doskonałości jak wszystkim religiom na tym świecie. Regularna presja wypierania własnych potrzeb materialnych i intelektualnych w powiązaniu z poczuciem niskiej wartości własnej jest odpowiedzialna za psychiczne problemy świadków Jehowy. Trzeba jednak uczciwie dodać, że świadkowie Jehowy chętnie przyjmują w swoje szeregi ludzi wykształconych i z satysfakcją się nimi popisują. Członkowie Towarzystwa Strażnica żyją we wzmożonym strachu i poczuciu winy, które się w nich podsyca. Wymaga się od nich ekstremalnego poświęcenia i pracy dla organizacji nawet kosztem pracy zawodowej, zdrowia i skrajnego ograniczania swoich potrzeb materialnych. Patrząc na ŚJ tak pobieżnie - to są to bardzo mili ludzie. Przypuszczam, że nawet nie są świadomi pewnych spraw, gdyż wszystko co skłania do myślenia traktowane jest jako literatura odstępcza. Jedno co przykuwa uwagę to: -określanie siebie jako "trwających w prawdzie", czyli postrzeganie siebie jako lepszych nie będących częścią świata -system braterskiej więzi i pomocy w pierwszej kolejności "braciom"-większe zaufanie i częstsze posługiwanie się literaturą niż samą Biblią co uzasadniają tym, że literatura ta pomaga tłumaczyć zagadnienia biblijne -pomniejszanie pozycji Jezusa nie tożsamego z Bogiem, sprowadzając Go jedynie do roli narzędzia(jako Archanioła Michała) Najgorsze jest to że ślepo ufają "Niewolnikowi wiernemu i roztropnemu" i nie potrafią niczego zakwestionować a to prowadzi do całkowitej niewoli mentalnej. No właśnie niczego nie wolno zakwestionować nie wolno mieć swojego zdania na jakieś tematy bo zaczynasz być odstępcą i twoja mowa zaczyna być pokrętna i możesz się narazić na rozmowę ze starszymi a nawet na zawieszenie w przywilejach. No dobrze a co powiedzieć o samym pozyskiwaniu nowych członków, inaczej mówiąc uczniów. Jeżeli się komuś wydaje że to wszystko jest proste to się myli. Charakterystyczne jest krytykowanie przez nich zasad działania Kościoła katolickiego przy jednoczesnym stosowaniu przez Strażnicę podobnych metod postępowania. Dotyczy to zasady posłusznego podporządkowania się jednemu kierownictwu religijnemu oraz interpretacji Biblii. Towarzystwo Strażnica bardzo często stara się zachęcać wiernych Kościoła katolickiego do nielojalności wobec swego Kościoła i do jawnego kwestionowania jego nauk. Bo oprócz umiejętnego posługiwania się biblią, czyli wyszukaniem zawsze odpowiedniego wersetu na daną chwilę i temat, dochodzi jeszcze aspekt psychologiczny. O co chodzi? A więc mówiąc bardzo prosto chodzi o zwyczajne pranie mózgu, ogłupienie psychologiczne rozmówcy, wmówienie mu że w to co wierzył do tej pory to wszystko bajki i przede wszystkim fałszywe nauki religijne. I cóż ŚJ są niestety w tym bardzo skuteczni, nie stosując żadnych tortur fizycznych doprowadzają swojego rozmówcę do takiego stanu urobienia psychicznego że w końcu nawet najbardziej światły umysł zaczyna przyznawać im rację, prawda ma być tylko u Świadków Jehowy: "Każdy kto chce zrozumieć Biblię, powinien zdawać sobie sprawę, iż "wielce różnorodną mądrość Boga" można poznać tylko dzięki ustanowionemu przez Jehowę kanałowi łączności, którym jest niewolnik wierny i roztropny". Żaden psycholog nie może się poszczycić takimi efektami swojej pracy jak świadkowie którzy przewyższyli najlepszych naukowców w tej dziedzinie i to nie mając żadnego wykształcenia w tym kierunku. Są tak dobrzy że praktycznie nikt im nie dorówna, znają bardzo dobrze swojego rozmówcę, wyciągając od niczego nie podejrzewającego człowieka wszelkie informacje na jego temat i jego rodziny. Bardzo przydatnymi informacjami dla nich są informacje o problemach osobistych, o problemach w pracy, w domu np. szczególnie przydatne mogą być dla nich informacje o kłopotach ze współmałżonkiem, przydatne są też informacje jeżeli ktoś ma kłopoty ze znalezieniem pracy. Bardzo interesując są dla nich informacje o stanie naszych finansów, jeżeli macie dzieci od samego początku będą kładli nacisk żeby i one w pełni uczestniczyły w studium. Jeżeli chodzi o waszego współmałżonka, to przeważnie będą go określali mianem niewierzącego, oczywiście jeżeli nie będzie chciał się przyłączyć do ich społeczności. Pytam się kto dał im prawo do osądzania kogokolwiek i mówienia o takich rzeczy?Specjalnie podkreśliłem mianem niewierzącego żebyś sam czytelniku ocenił czy można tak kogoś nazwać nie mając szacunku np. dla wiary jaką wyznaje dana osoba, jest to nic innego jak pokazywanie i to dobitnie że ja jestem lepszy a ty gorszy. A już na pewno chodzi o pokazanie że twoja wiara jaką wyznajesz jest nic niewarta i że kroczysz drogą zła. Ale wracając do waszego współmałżonka na początku będą dla tej osoby bardzo mili, nawet będą was razem zapraszać w gości ale to tylko mydlenie oczu, i nie ma w tym żadnej przesady bo gdy się zorientują że wasz partner nie przejawia zainteresowania ich naukami to ich stosunek do niego będzie się ochładzał stopniowo. Przestaną w pewnym momencie razem was zapraszać bo zaczną uznawać że takie towarzystwo jest dla nich niepożądane. A nawet gdy do tego nie dojdzie to zaczną się naciski i to zdecydowane na waszego współmałżonka żeby się określił, będą mu wmawiać że on zginie w armagedonie, czyli zagładzie złych ludzi, pojawią się zdania typu „nie chciał, nie chciała, byś żyć ze swoim małżonkiem w nowym świecie”.Owszem pojawią się głosy że to nie prawda, no cóż napiszę wam jakie naciski przeżyła moja żona, a ponieważ nie jest świadkiem i razem byliśmy zapraszani na nazwijmy to spotkania towarzyskie, na jednym z takich spotkań i to u starszego zboru, moja małżonka została „zaatakowana” przez żonę tego starszego. Chodził o jej wierzenia i o komunię syna do której idzie i ja nie mam nic przeciwko temu. Po prostu szanuję przekonania żony i jej wybór i nie mówię jej że to jest złe. No ale wracając do tego spotkania, to wręcz ta żona tego starszego swoją napastliwością doprowadziła do tego że moja żona się popłakała i to bardzo i był czas że bardzo unikała ich towarzystwa, a tak na marginesie szkoda że tak późno się o tym dowiedziałem i że żona ukrywała ten fakt przede mną, bo wierzcie mi moja reakcja była by natychmiastowa. Gdyż rodzina jest dla mnie osobiście i będzie zawsze na pierwszym miejscu nigdy nie pozwolę na to żeby ktokolwiek krzywdził moich najbliższych i tego żadne nauki nie zmienią. I co na to powiecie gdzie w tej konkretnej sytuacji podziała się miłość bliźniego w tak szerokim rozumieniu, a przede wszystkim gdzie podział się szacunek do drugiego człowieka, bo o ile wiem z Pisma Świętego to Jezus szanował wszystkich ludzi, mało tego do każdego odnosił się z szacunkiem nawet jeżeli nie popierał jego poglądów, a skoro świadkowie tak bardzo deklarują że Jezus jest dla nich wzorem do naśladowania to pytam się o co chodzi, coś chyba nie gra. A już na pewno nie stosują w praktyce tego co sami mówią i głoszą. A najgorsze jest to że to wszystko zdarzyło się w domu starszego i że to jego żona dopuściła się czegoś takiego. A jak myślicie jak przebiega samo pozyskiwanie nowych ludzi, oprócz metody tak zwanego prania mózgu, dochodzą inne sposoby, dalekie od tego co mówił i jaki przykład pozostawił Jezus. Zaczyna to trochę przypominać walkę o klienta jaką prowadzą markety. Świadkowie wykorzystają każdą sytuację, każde zdarzenie żeby je powiązać ze swoimi naukami, perfidnie , ale nie tylko, potrafią zadawać pytania zupełnie nie mające żadnego związku z naukami zawartymi w biblii. A dlaczego tak się dzieje, no cóż ludzie po prostu mają ich dosyć, i to dlatego chociażby że są tak bardzo namolni, dlatego że zawsze przyjdą w najmniej odpowiednim momencie i do najmniej odpowiedniego miejsca i to mimo tego że wielu ludzi mówi im żeby np. nie przychodzili do nich w miejscu pracy. Niestety do wielu takie prośby nie docierają, a wręcz nie szanują zdania danej osoby i z uporem maniaka nachodzą tą osobę chociażby w pracy, i jak myślicie jak się czuje taka osoba. A więc jest co najmniej zażenowana, jest narażona na niewybredne komentarze zarówno pod swoim adresem jak również musi wysłuchiwać niewybrednych komentarzy pod adresem świadków ze strony swoich współpracowników lub osób postronnych które ów fakt widziały. Zdarza się że te osoby są wydalane z pracy, albo im to grozi, ale do świadków to nie dociera. Potrafią zaczepiać ludzi na cmentarzu kiedy ktoś stoi nad grobem swojej osoby bliskiej, są wtedy tak bardzo namolni a to tylko po to żeby wykorzystać cierpienie tej osoby, nie liczą się z tym czy w danej chwili ta osoba cierpi byle by tylko udał się założyć i powiem szczerze że w takiej chwili jest im dużo łatwiej omamić kogoś swoimi doktrynami. I jak drogi czytelniku czy nie wydaje ci się że brak im prostej zasady jaką jest wyczucie miejsca i czasu? Przyznam się, że kiedyś sam tak robiłem dopóki nie zrozumiałem że więcej można osiągnąć nie narzucając się nikomu, tak też robił Jezus, nic na siłę, miał wyczucie czasu i miejsca. Więc niestety ale drodzy bracia i siostry jeszcze musicie się wiele uczyć, a przede wszystkim bardziej uważnie czytać Pismo i analizować zachowanie Jezusa. Mimo tego że wielu jest w tak zwanej prawdzie wiele lat to niestety ciągle popełniają ten sam błąd, brak wyczucia czasu i miejsca, i na dodatek traktowanie ludzi jak towar, jak zdobycz którą jak się zdobędzie to za żadne skarby nie można jej wypuścić z rąk. Ośmielę się ich porównać do raka który jak zaatakuje człowieka i nie jest zwalczony w zarodku to go zje w całości. Jest to dość brutalne porównanie, ale tak jest niestety, drodzy świadkowie jesteście jak rak toczący organizm i wcale mnie nie dziwi, że w niektórych krajach jest zakaz waszej działalności, albo, że wasza działalność jest ograniczona do minimum. Czyli po prostu zostaliście usunięci jednym cięciem. Wstępy używane w służbie A wracając do używania wstępów niekoniecznie zgodnych z Biblią, to podam wam przykład: jedna z głosicielek, notabene żona starszego, używa słowa wstępnego do rozmowy z osobą następującego cytuję”kobieta potrzebuje 17 minut seksu żeby uzyskać zadowolenie a co z dalszą częścią dnia”, ciekaw jestem jaka by była wasza reakcja, gdybyście byli kobietą, podejrzewam że co najmniej bylibyście zażenowani i zakłopotani tym pytaniem, a już na pewno byście taką rozmowę szybko zakończyli bo skąd ona może wiedzieć, ile wam potrzeba czasu żeby uzyskać zadowolenie z seksu, a poza tym to wasza osobista sprawa. A inna rzecz, skoro seks jest tematem co najmniej napiętnowanym u świadków, mówię oczywiście o seksie pozamałżeńskim, to skąd ta osoba wie, ile czasu potrzeba żeby uzyskać zadowolenie. Czyżby z telewizji, a może z internetu, a może z prasy - ale nie tej od świadków, a może sama zmierzyła czas swojego seksu z mężem i wyszło jej 17 minut. No cóż w tym ostatnim przypadku to jej współczuję, a dlaczego to pozostawię to bez komentarza a i tak każdy czytelnik będzie wiedział o co mi chodzi. No chyba że będzie miał takie samo pojęcie o seksie co ta osoba głosząca. No i co ma to wspólnego z Biblią? Przecież widać gołym okiem, że nic. Po za tym ta sama osoba używa dość kontrowersyjnych porównań np. mówi coś takiego, cytuję: "lekarz który się uczy swojego zawodu i potem wykonuje ten zawód jest lekarzem praktykującym, a jak przestaje go wykonywać to jest lekarzem niepraktykującym". Zaprzestać wykonywania zawodu można z wielu powodów np. przejście na emeryturę, ale nawet nie o to chodzi. Ta osoba lekarza przyrównała do katolika, który jak przestaje chodzić do kościoła to staje się niepraktykującym, nie było by nic dziwnego w tym porównaniu gdyby nie fakt że lekarz pozostaje lekarzem do końca życia i nawet jak nie leczy zawodowo to wiedza zdobyta plus praktyka którą uprawiał przez parę lat jest ogromna i zawsze służy radą i pomocą. A co się tyczy katolika, można nim przestać być, gdyż nie jest to określenie wiary, jest to tylko utożsamienie się religią która jest powszechna ale nie narzucana, bo katolik znaczy nic innego jak powszechny, ale żeby wierzyć w Boga, czy trzeba należeć do jakiejkolwiek społeczności. Na pewno nie wierzę w Boga, znam jego imię, wiem kim jest Jezus Chrystus, wiem czym jest duch święty i dzięki temu jestem chrześcijaninem, nie katolikiem, nie świadkiem jehowy, czy protestantem, lub muzułmaninem. I chyba każdy się z tym zgodzi. Wracając do tego porównania, drodzy świadkowie jak nazwiecie kogoś ze swoich kto nie jest wykluczony z waszej społeczności, a nie chodzi na zebrania, nie jeździ, na zgromadzenia, nie uczestniczy w dziele głoszenia. Czy nie można go śmiało nazwać świadkiem niepraktykującym ale wierzącym? No tak zapomniałem, że wy mówicie, że ktoś taki osłabł duchowo, bo boicie się nazywać rzeczy po imieniu, i tak jest prościej dla was jak ktoś coś wam powie na temat ludzi, którzy z różnych przyczyn nie przychodzą na wasze zebrania. Nie dopuszczacie myśli żeby nazwać kogoś od siebie niepraktykującym, no bo przecież w tak wspaniałej organizacji nie ma miejsca na takie określenia. Jak widzicie mimo tego, że mówią, że do nauczania nie jest potrzebne żadne wykształcenie, to to porównanie pokazuje co innego, że wiele osób musi nauczyć się wiele, jeżeli chodzi o rozmowę z ludźmi, bo do prostego człowieka który nie ma wykształcenia to może i trafi ale jak się trafi na kogoś mądrzejszego, to niestety polegacie na całej linii, wasze argumenty są od razu obalane i podważane. Pamiętam pewne zdarzenie z początków mojego głoszenia, kiedyś wybraliśmy się do służby na teren wyjazdowy, głoszenie przebiegało dość sprawnie - krótkie pytania i z reguły krótka odpowiedź rozmówcy „nie dziękuję”aż do momentu gdy przyszliśmy do jednego pana. Ów pan okazuje się bardzo wykształconym człowiekiem i mimo prób doświadczonej głosicielce nie udaje się podjąć tematu bo pan szybko ją gasi, mało tego okazuje się że ten pan zna dobrze tą głosicielkę. Nie widząc innej możliwości owa głosicielka wchodzi na temat stworzenia ludzi i próbuje wmówić temu człowiekowi że ludzie istnieją na ziemi od stworzenia Adama czyli gdzieś od roku ok. 4000 i jak myślicie jaka była reakcja tego człowieka po prostu wyśmiał ową głosicielkę, a ja myślałem że zapadnę się pod ziemię ze wstydu. Ten mężczyzna po prostu wprost wykazał brak wiedzy owej głosicielce a nawet powiedział jej żeby się nie ośmieszała wygłaszając takie teorie. Tak więc jak z tego sami widzicie wiedza co niektórych jest na poziomie zerowym i to do tego stopnia że potrafią się nawet ośmieszyć wygłaszając teorie wręcz wyssane z palca. A wystarczy trochę poczytać historii starożytnej żeby dowiedzieć się chociażby że taki lud jak Sumerowie osiedla się w dolinie Tygrysu w roku 5000 albo że miasto Ur istniało 4200 lat tak więc jak widzicie wiedza ich jest co najmniej nikła, a przecież są i starsze dowody na istnienie życia ludzkiego, więc się pytam drodzy świadkowie, skąd te wasze wyliczenia, skoro historia mówi co innego? Zapewne sami nie wiecie a powoływanie się przez was na Biblię będzie oszustwem, bo niestety, ale tam nie ma żadnej konkretnej daty, więc pytam się dlaczego tak konkretnie precyzujecie datę stworzenia Adama i w swoich publikacjach podajecie dokładna datę czyli rok 4026 i jeszcze określacie nawet porę roku na jesień? No po prostu rewelacja, każdy naukowiec i człowiek mający wiedzę historyczną pęka w tej chwili ze śmiechu śmiejąc się z was i waszych rewelacji. Tak więc, jak widzisz drogi czytelniku, jest to kolejny przekręt ludzi udających, że mają wiedzę na każdy temat ale niestety tak nie jest. Jednak wiedza się czasami przydaje, chociażby po to żeby nie robić z siebie głupka w rozmowach z innymi. No ale świadkowie z uporem maniaka twierdzą, że wiedza świecka jest im nie potrzebna, po co więc w ogóle posyłają dzieci do szkoły? Przykładów takiej prostej nieznajomości faktów i zdarzeń można by było mnożyć na pęczki, ale wystarczy ten jeden. opr. mg/mg
Poniedziałek. Samo południe. Spaceruję w słońcu z wózkiem, podchodzą do mnie dwie uśmiechnięte panie. Chcą zadać mi jedno pytanie i nie jest to pytanie o godzinę. Matka z dziećmi - ofiara idealna. Nie spieszy się i na pewno będzie chciała wiedzieć, czy jej dzieci, gdy dorosną, też będą żyły w czasach wojen i konfliktu. Spotykam świadków Jehowy co i rusz. Nasz park to ich teren łowiecki. Zapisali w swoich zeszycikach mój adres i to, że nie wyrzucam ich kopniakami za drzwi. Więc przychodzą i chcą rozmawiać. Co jakiś czas przynoszą zaproszenie na kolejną pamiątkę śmierci Jezusa albo inną alternatywę dla katolickich świąt. Albo zadają mi wyjątkowo ważne pytanie o to, czy wszyscy po śmierci będą w niebie. To zależy, co uznamy za niebo - odpowiadam wtedy. Ach, naprawdę? A co pani uznaje? I zaczynamy sparing. Jak rozmawiać, aby przekonać Świadków Jehowy? Czy w ogóle rozmawiać? >> zobacz Przez długi czas traktowałam świadków Jehowy jak poligon. Znajomością Pisma wchodzą mnie, teologowi, na ambicję - ale dzięki temu walka na argumenty biblijne może trwać długo. No i te niekończące się dyskusje w otwartych drzwiach, to rozczarowanie, gdy dochodzimy do tego, co nas różni: do bóstwa Chrystusa, do Trójcy Świętej, raju na ziemi. Uparci i nie do zbycia, jeśli chce się być grzecznym. Denerwująco pewni, że nie tkwią w błędzie. Głoszący swoje teorie, wysnute na podstawie interpretacji wersetu ze źle postawionym przecinkiem. Zawsze wiedziałam, że przecinki są ważne. Przepraszam, mam do pana ważne pytanie: czy przecinek może przeszkodzić w zbawieniu? A co to jest zbawienie? No, z Bogiem, w niebie. Nie w niebie? Na ziemi? Ale ja nie chcę być na ziemi, chcę być w niebie. Że nie jestem w stu czterdziestu czterech tysiącach? A skąd pan to wie? Świadkowie Jehowy. Źródło wyrzutów sumienia, kiedy się - zamiast skończyć dyskusję - nakrzyczy na człowieka w wieku swego dziadka. I nie ma co udawać, że to biblijne czczenie starców. To raczej krzyk rozpaczy: człowieku, kończy ci się czas. Rzuć te bzdury, przejrzyj na oczy! Radzą mi: nie rozmawiaj. Po co się będziesz denerwować, tracić czas. Albo zaproś i na początek pomódl się z nimi do Ducha Świętego. Znajoma tak zrobiła, więcej nie wrócą, zobaczysz. A ja jakoś nie mogę. Nie mogę, bo im dłużej z nimi rozmawiam, tym bardziej ich szanuję. Chodzą. Poświęcają czas. Narażają się na śmieszność. Rozmawiają o Bogu. O wierze. Swojej, jasne. Błędnej, jasne. Szkoda na nich czasu, bo wierzą w bzdury? Bo wszystko przeinaczyli? Gdyby Jezus rozmawiał tylko z tymi, którzy nie błądzili, miałby bardzo ograniczony wybór. On chodził i głosił. A ja nie chodzę i nie głoszę. Bo nie ma czasu, bo dzieci małe, bo są inni ewangelizatorzy. Świadkowie chodzą. Zazwyczaj wszyscy ich odganiają. Ale widziałam ostatnio na spacerze dziewczynę, która chętnie wzięła coś do czytania, mówiąc, że ją to bardzo interesuje. Mówiła też coś o spotkaniu. Poczułam się, jakby ktoś mnie ukłuł szpilką. Nie idź do nich! Mówią bzdury! Chodź do nas! - miałam ochotę zawołać. Ale nie zawołałam. To nie czasy starożytne, kiedy nie można wyjść po chleb, żeby nie usłyszeć, że Jezus jest tylko Synem, niczym więcej, albo dostać w zęby za stwierdzenie, że Maryja nie jest Matką Bożą. Teraz jest inaczej: mamy rację i siedzimy z nią w domu. Inni nie mają, ale głoszą. W domu. Na ulicy. W przestrzeni publicznej. Dwie miłe panie żegnają się ze mną serdecznie. Byłam miła. Nie powiedziałam im, gdzie i jak szybko mają się udać, byle dalej ode mnie. Porozmawiałam. Uprzejmie przyjęłam gazetkę. Starsza pani, która przysłuchiwała się, mijając nas powoli, zwalnia jeszcze kroku, żebym mogła ją dogonić. - Jehowi. Tacy namolni oni są. Chodzą po domach i próbują ludzi przekonać, a kto na starość poglądy zmienia - wzdycha. - I odgonić ich nie można. No właśnie. Chodzą, próbują i odgonić ich nie można. Chociaż nie mają w ofercie prawdy, tylko jej substytut. Świadkowie Jehowy - katolicki wyrzut sumienia. Marta Łysek - teolog i dziennikarka, żona i matka. Autorka bloga Dzieci, stwory i inne przyjemności.
- Może powiesz kilka słów o sobie. -Mam 23 lata, właśnie ukończyłam studia, cztery lata byłam świadkiem Jehowy, od pewnego czasu jestem w jednym z ruchów katolickich w Białymstoku. - Pochodzisz z rodziny katolickiej, rodzice są katolikami... -Tak, mam też zdecydowanie religijnych dziadków. Babcia wiele nam opowiadała i na podstawie wydarzeń z jej życia mogliśmy dostrzec jej żywą wiarę, odczytywać znaki ingerencji Boga w jej życie. To właśnie babcia uczyła mnie Boga. Rodzice jakby dziadkom pozostawili sprawę wychowania religijnego dzieci. - I któregoś dnia spotkałaś Świadków Jehowy? -Najpierw przychodzili kilka razy do naszego domu. Wtedy cały ciężar rozmowy spoczywał na babci. Oczywiście nie replikowała cytatami z Pisma Św. Po prostu mówiła o przywiązaniu do katolickiej tradycji, o swych przeżyciach, w których znajdowała życiowe potwierdzenie prawdziwości wiary. My, dzieci, nie włączaliśmy się do rozmowy. Intrygowało mnie ich pismo Przebudźcie się, przyciągające ilustracjami i prostymi artykułami. Dość sprytnie i przystępnie redagowane. Te wizyty sprowokowały mnie do czytania Pisma Świętego. Potem uczyłam się w szkole średniej w odległym mieście wojewódzkim. Odczuwałam już potrzeby duchowe, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Lekcje religii nie zachęcały do dyskusji. W dodatku, jako osoba dość zamknięta, nie potrafiłam dyskutować w szerszym gronie. W klasie maturalnej, jeszcze przed Nowym Rokiem, do drzwi mojej stancji zastukali Świadkowie Jehowy. Zaimponowali mi swobodnym wysnuwaniem wniosków w oparciu o biblijne cytaty. Sama nie potrafiłam dotąd powiązać różnych wątków. Umówiliśmy się na następne spotkanie, a potem na kolejne. Rozmowy były miłe, bo przychodzili młodzi ludzie, którzy, jak twierdzili, także „poszukiwali prawdy”. Dyskusje prowadziliśmy według ich książki Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi. Prosty układ tematów z odnośnikami do Pisma. Raz, potem dwa razy w tygodniu - i tak do wakacji. - A jak reagowano w domu na wieści o tych spotkaniach? -Niestety uważano, że jest to niegroźne i przejściowe. Zresztą, wzorowałam się właśnie na domu rodzinnym, gdzie rozmawiano z nimi. - Jak w tym czasie wyglądały twoje praktyki religijne? -Jeszcze kilka miesięcy chodziłam do Kościoła i przystępowałam do sakramentów. Jednak potem stałam się bardziej radykalna. Na spotkaniach przekonano mnie, że Msza święta nie znajduje podstaw w Biblii, że nie mają uzasadnienia sakramenty, kult obrazów itd, a nauka Kościoła bezzasadnie opiera się na tradycji. Autorytet Kościoła został w moich oczach skutecznie podważony. Doszliśmy do wniosku, że należy głosić Dobrą Nowinę i świadczyć. Wiele nie było trzeba. Byłam wówczas w okresie młodzieńczego zbuntowania. Sądziłam, że wielu ludzi chodzi do Kościoła, aby pokazać nową garderobę lub „zaliczyć” obecność na Mszy św. Nie dostrzegałam wzorców żywej wiary, a ruchów kościelnych jeszcze nie znałam. Hierarchia Kościoła była umiejętnie przez moich rozmówców oczerniana. W Kościele przestawałam dostrzegać duchowość, a jedynie instytucję, czy wręcz jakąś machinę. To było straszne - odrzucałam przecież to, czego na dobre nie znałam. Byłam jednak bardzo zagubiona. - A oni sami przychodzą do ciebie, są sympatyczni, chcą ci pomóc odnaleźć prawdę, to miłe... -Cudowne. Na każde pytanie otrzymujesz odpowiedź, jeśli nie dzisiaj, to za tydzień. Wątpliwości szybko są rozwiewane. Rodzą się koleżeńskie więzi; nowe środowisko, przyciągające emocjonalnie, akceptujące. Wszystko dokonuje się błyskawicznie, bo czas wypełnia praca nad podawanymi tekstami. Wkrótce przestaje działać krytyczne myślenie. Na początek chcesz tylko posłuchać, a nie wiadomo kiedy masz za sobą kilkadziesiąt spotkań. Już po kilku miesiącach zaczynasz całkowicie żyć światem Świadków Jehowy. - A co w tym czasie działo się w domu? -W głębi duszy oczekiwałam pomocy, zrozumienia, ale zamiast spokojnej rozmowy rozpętało się piekło. Spodziewałam się niezaakceptowania i od pierwszych rozmów ze Świadkami Jehowy byłam na to przygotowywana i choć ta reakcja mnie nie zdziwiła, to jednak bardzo zabolała, zraniła. To, z czym dotąd kojarzyła mi się rodzina, zaczęło rozsypywać się w gruzy. Dla dobra rodziny postanowiłam zrezygnować ze „studiów biblijnych” ze Świadkami Jehowy; poszłam też do spowiedzi. Nie dla „świętego spokoju”, lecz czując, że jednak tak trzeba. Jeszcze się we mnie wszystko mieszało. Niestety miałam pewnie nadmierne oczekiwania wobec księdza, a on zbagatelizował sprawę. Może sądził, że skoro się spowiadam, to rzecz jest niegroźna? Może ja nie potrafiłam dostatecznie wyrazić tego, jak wielki to problem dla mnie? Dobry skądinąd ksiądz wypowiedział się krytycznie o Świadkach Jehowy i polecił mi czytać prasę katolicką. Ja nie zwróciłam się po spowiedzi o dodatkową rozmowę, ani ksiądz mi jej nie zaproponował. Moja sytuacja w okolicy była powszechną tajemnicą. Z powodu domowego konfliktu chciałam zawiesić spotkania ze Świadkami Jehowy, ale przyjęłam ich sugestię, aby spotykać się w tajemnicy. Studium więc trwało. - Czy Świadków Jehowy przybywa? -Tak. Widać to po liczbie tzw. pionierów w zborze czyli osób, które określoną liczbę czasu przeznaczają na „służbę publiczną”, na rozmowy z ludźmi. Przeważnie są to ludzie młodzi - oni są motorami i głównie oni rekrutują nowe osoby. To wymaga dużej pracy i poświęcenia. Powszechne opinie głoszą, że robią to dla zysku, ale ja się z tym nie spotkałam. - Jak działa pionier? -Pionier podejmuje zobowiązania miesięczne, wypełnia kwestionariusz wpisując, ile godzin zobowiązuje się spełnić w służbie; np. 60 godzin (pionier pomocniczy) lub 90 (pionier stały). Ci, którzy spędzają ok. 120 godzin, otrzymują z Towarzystwa Strażnica zasiłek, bo faktycznie nie wykonują już wtedy pracy zawodowej. Na koniec miesiąca zdaje się sprawozdanie podając liczbę rozpowszechnionych czasopism, książek, odwiedzonych ludzi i czas jaki temu został poświęcony. Jeśli ktoś prowadzi z osobami tzw. studium biblijne, powinien przekazać dane tych osób, wskazać publikacje i materiały, jakie analizowano. Każdy ma przydzielony na jakiś czas teren cząstkowy np. dwa bloki i prowadzi dla siebie notatki na temat mieszkańców, np. o tym, co interesuje danego rozmówcę, co go niepokoi itp., by w następnym spotkaniu do tego nawiązać. - Kiedy zaczęłaś uczęszczać do zboru? -Najpierw trwało u mnie na stancji tzw. studium biblijne prowadzone przez młodą dziewczynę i zmieniające się osoby towarzyszące. Pewnego dnia postanowiłam pójść na zebranie całego zboru, to była już konsekwencja wybierania tej drogi. -Czy jest jakaś forma oficjalnego, może uroczystego, przyjęcia do zboru? -Po jakimś czasie na zebraniu zboru zwyczajnie ogłasza się, że ktoś jest głosicielem i udaje się na określony teren. Naturalnie, ja także wyruszałam. Z natury jestem bardzo nieśmiała, byłam jednak przekonana, że Bóg oczekuje tego ode mnie. Gdy odmawiano rozmowy, utwierdzałam się w przekonaniu, że ludzie ci nie mają argumentów. - I co robiłaś dalej? -Zdałam na studia i w nowym miejscu zgłosiłam się w zborze do „starszych”. Zwykle do nowego zboru przesyłana jest też karta głosiciela. Mojej jeszcze nie było, bo ledwie zaczęłam głosić. Musiałam tu poznać dwie publikacje. Po przeszło roku przyjęłam chrzest w zborze i odtąd byłam ordynowanym Świadkiem Jehowy. - Jak wygląda ceremonia chrztu? -Na kongresie letnim lub wiosennym, na wynajętym zwykle basenie, w stroju kąpielowym i przez całkowite zanurzenie. Ze mną chrzczono kilkadziesiąt osób. - To nabór jest spory... -Działalność jest prężna. Co jakiś czas zbory dzielą się, gdyż są zbyt duże. Normalnie zbór liczy 70-100 osób. Kilka zborów ma wspólną „Salę Królestwa”. Nie używa się innych określeń typu dom modlitwy, czy kościół. - Ile osób może odwiedzić w miesiącu średnio aktywny głosiciel? -Jeśli rozmowa średnio trwa godzinę, a poświęca się 60-90 godzin w miesiącu, to rachunek jest prosty. Oczywiście puka się niemal do każdego, wychodząc z założenia, że każdy potrzebuje tego orędzia. - Odwiedzający nasze domy Świadkowie Jehowy starają się być bardzo mili, czy to wynika z jakiegoś przeszkolenia? -Przede wszystkim w zborze zwraca się uwagę, aby całym sobą potwierdzać wyznawaną naukę. I swoiście to pojmują. Wszyscy starają się być grzeczni, mili, porządnie się ubierać, bo to zwraca uwagę i jest skuteczne. Są też zebrania, na których uczą się techniki konwersacji, znaczenia gestów, odpowiadania na najczęściej spotykane zarzuty. Oprócz tego są zwyczajne niedzielne spotkania w zborze, gdy analizuje się wybrany artykuł ze Strażnicy i są godzinne zebrania w tygodniu małych grup przerabiających wyznaczone publikacje. - Kiedy zaczęłaś mieć wątpliwości? -Właściwie od początku się pojawiały. Irytowały mnie niektóre artykuły w Strażnicy. Jest to podstawowe pismo tego wyznania; ma formować, wychowywać itd. Przebudźcie się pełni jedynie rolę „zaciekawiacza”. Otóż pewne argumenty nie przekonywały mnie, były zbyt naciągane. W tekstach raził natłok biblijnych cytatów, nie zawsze pasujących do tematu lub twierdzenia. Czasem myślałam, że po prostu nie rozumiem. Postanowiłam kogoś wypytać, ale to się odwlekało. Miałam mieszane uczucia, gdy krytykowano Kościół katolicki. Posługiwano się ogólnymi opiniami i dość nachalnie. Np. czytałam krytykę celibatu kapłanów w Kościele. Cytaty dobierano jednostronnie, przemilczając te o bezżenności dla Królestwa Niebieskiego. A przecież wśród Świadków Jehowy są pionierzy, którzy także się nie żenią, aby w pełni poświęcić się głoszeniu, lecz o tym pisano już w innym kontekście i jako rzeczy chwalebnej. Taka agresywna krytyka Kościoła odpowiada tym, którzy są w konflikcie z Kościołem i głoszonymi przez niego zasadami. Raziło mnie też, jak wszystko starano się bezwzględnie wyjaśnić, od początku do końca, jak małym dzieciom, jakby nieuprawnione były żadne wątpliwości. - Czy wątpliwości się nasilały? -Po dwóch, trzech latach zastrzeżeń i wahań przybywało. Zaczęłam delikatnie rozmawiać o tym z innymi. Czułam, że uprawiam jakąś partyzantkę; na przykład już nie stroniłam od wydawnictw katolickich. Czytałam Niedzielę, W drodze, Miłujcie się... Szukałam różnych opinii. Dostałam Pismo Święte przeczy nauce Świadków Jehowy i Strzeżcie się fałszywych proroków, ale te książki nie trafiały do mnie. Nie wszystkich Świadków Jehowy można posądzać o złą wolę, przede wszystkim nie można ich obrażać, zaczynać dyskusji od napaści. Jeśli wyczuwałam ton agresywny, odkładałam lekturę. Są to książki raczej dla katolików. Szczęśliwie napotkałam dwie osoby, które pomogły mi wiele rzeczy zrozumieć. Otrzymałam nowy Katechizm Kościoła Katolickiego. To była cudowna lektura, wspaniale opracowane tematy z odnośnikami do Pisma. Do tego Sakramentologia biblijna biskupa Romaniuka, także duże KUL-owskie dzieło Jezus Chrystus - historia i tajemnica i inne. Szybko uświadomiłam sobie, że wiedza Kościoła jest bardzo głęboka i godna podziwu. Tymczasem nas zapewniano, iż w Kościele wszystkie prawdy są przyjmowane wyłącznie na wiarę, bez rozumowej refleksji. Coraz bardziej uświadamiałam sobie, że to, co podają Świadkowie Jehowy, jest wyłącznie kwestią ślepej wiary. Zaczęłam porównywać Biblię Tysiąclecia z Przekładem Nowego Świata i znalazłam wersety, w których imię Jezus zamieniono na Jehowa, przesunięto znaki interpunkcyjne itp. - Czy byłaś osamotniona z tymi wątpliwościami w swej grupie? -Spotykałam się z podobnymi reakcjami u innych, ale raczej każdy się konspirował. To wynikało z jakiegoś mechanizmu psychologicznego. Zdarzały się różne reakcje, np. znajomą zachwyciła lektura książki de Mello, którą dostała od kogoś na zasadzie: my weźmiemy wasze Przebudźcie się, jeśli wy weźmiecie coś od nas. Gdy dowiedziała się jednak, że autor jest katolikiem, odrzuciła ją, jakby trzymała w ręku węża. Inna przyznała mi się kiedyś, iż przeczytała protestancką książkę o Świadkach i odtąd jej wątpliwości się nasilają. Na przykład Świadkowie Jehowy wyznaczali kilka razy koniec świata. Strażnica starała się to tłumaczyć, jednak doza nieufności pozostała - także, co do nieomylności w innych sprawach. Jeśli nauka jest prawdziwa i Boża, to nie powinny mieć miejsca takie błędy, a jeśli jest ludzka i omylna, to traci swój sens. Jednak Świadkowie wystrzegają się tego, co może zachwiać ich wiarą. - Wspomniałaś, że w poszukiwaniach bardzo ważne były rozmowy... -Teraz wiem, że mój powrót wcale nie był moją zasługą, że Bóg mnie prowadził, także posłużył się osobami, które postawił na mej drodze. W rozmowach z nimi uderzała mnie ich pokora, czego nie odczułam wśród Świadków. Tam była wyłączność na zbawienie, pycha. Uważano, że nie można kogoś kochać, bo robił to lub tamto. Mój pierwszy katolicki rozmówca opowiadał o swej wierze, dawał świadectwa, które przypominały mi żywą wiarę mojej babci, zawierzenie Bogu w trudach życia. Inny, z którym omawiałam konkretne zagadnienia, studiował teologię. Gdy pojęłam, iż Trójca Święta jest złączona absolutną miłością, przestałam mieć problem z oddzielaniem Osób Bożych, hierarchizowaniem Ich. Bardzo ważne było dla mnie, że w tych rozmowach nie byłam przekreślana jako Świadek Jehowy. Porównywałam to z reakcjami, jakie w analogicznych sytuacjach przejawiają Świadkowie Jehowy i doszłam do wniosku, że miłość do ludzi słabych i grzesznych - przy wszystkich niedoskonałościach - jest tu, w Kościele katolickim. I to nie był wniosek etyczny, ja tego dobra doświadczałam na sobie. Delikatnie zachęcana byłam, aby zwyczajnie zajść do kościoła. Nie od razu, ale któregoś dnia poczułam taka potrzebę. Weszłam, uklękłam w kąciku i mówiłam Jezusowi o wszystkim, co się ze mną dzieje. Poczułam, jakbym przyszła do domu. Po raz pierwszy odczuwałam bliską obecność Boga i tak mocno doświadczyłam Jego miłości. To było niebywałe. Tak wiele wątpliwości się nagle rozjaśniło. Taka malutka i pokorna trwałam przed Nim, bo objawiła mi się Jego wielkość. Byłam szczęśliwa, przejęta odkryciem, jak bardzo w tych wszystkich doświadczeniach On mnie prowadził i nie przestawał kochać. Płakałam. Przyszły odpowiedzi na wszystkie moje poszukiwania i tęsknoty. Potem wszystko stało się proste. Msza św. i sakramenty stały się dla mnie dobrodziejstwem. I już nie jest to forma, ale osobowe spotkanie z Jezusem. Rozmawiał Roman Czepe opr. ab/ab
87 episodes Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: FEB 5, 2021 "Modlitwa czyni różnicę" - Karolina Harasim "Modlitwa czyni różnicę" - Karolina Harasim Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: FEB 5, 2021 "O cierpliwości" - pastor Jacek Matter "O cierpliwości" - pastor Jacek Matter Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: FEB 5, 2021 "Odkrycie człowieka" - pastor Konrad Pasikowski "Odkrycie człowieka" - pastor Konrad Pasikowski Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: FEB 5, 2021 "Jak się zakochać" - pastor Marek Micyk "Jak się zakochać" - pastor Marek Micyk Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: FEB 5, 2021 Kazanie - pastor Władysław Kosowski Kazanie - pastor Władysław Kosowski Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: FEB 5, 2021 "Mowa nienawiści - problem cudzy czy wspólny?" - pastor Andrzej Siciński "Mowa nienawiści - problem cudzy czy wspólny?" - pastor Andrzej Siciński Kazania zarejestrowane w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego przy ul. Foksal 8 w się więcej, odwiedzając nasze inne kanały:Youtube: internetowa: Top Podcasts In Religion & Spirituality